wtorek, 20 grudnia 2011

„Hybrydy” roczek coraz bliżej…

Dni robią się coraz krótsze i chłodniejsze. Nie zniechęca to mnie jednak wcale do wspólnych dłuższych wypraw rowerowych. Z drzew sennie opadają mieniące się wszelkimi barwami liście a do uszu dociera ich miękki szelest. Zatrzymuję rower i przymykam oczy by nimi się w pełni nacieszyć. To zupełnie inny dźwięk niż ten z wakacyjnych leśnych joggingów. Ten jest znacznie bardziej urozmaicony i donośniejszy niż lekko muskający uszy szelest zielonych liści wiszących jeszcze na konarach drzew. Do jesiennego koncertu dźwięków dołącza się nagle szum zrywającego się i wirującego na wszystkie strony wiatru. Dodatkowego smaczku dodaje wspólna zabawa z synusiem w podrzucaniu w górę garści suchych liści. Aż się nie mogę nadziwić, że pozornie zwyczajne dni jesienne mogą dostarczyć tylu wrażeń.



Przyjaciele wracają z dłuższych wypraw i cisną się nam w usta wakacyjne opowieści. Czym prędzej umawiamy się na grillowe spotkania. Wieczorami są one umilane blaskiem świeczek i śpiewami przy gitarze. Skąpe światło ze świeczek i rozżarzonych węgli z grilla nie ułatwia mi zadania w komunikacji. Tym razem postanowiłem jednak zamiast prosić o dodatkowe światło przyjąć wyzwanie i więcej skupić się na słuchu. Efekty okazały się być bardzo różne. Uznałem, iż jednak na pewno jest ciut lepiej niż w przypadku tylko czytania z ust, zwłaszcza wtedy kiedy pozwoli się mózgowi „uwierzyć” dźwiękom napływającym do uszu. Ważne, żeby jak najmocniej skoncentrować się na falach głosek mowy. Natomiast struny z gitary poruszyły głębię duszy tak mocno, iż zaczynam się zastanawiać nad samodzielnym opanowaniem tego akustycznego cudeńka.


Rozpoczynający się sezon audytorski coraz mocniej daje się we znaki. Trochę mają racji wypowiadający się na różnych forach niesłyszących, iż nierzadko ciężko pogodzić intensywną pracę ze „specjalistyczną” rehabilitacją, w szczególności w sytuacji gdy na głowie ma się jeszcze rodzinne obowiązki. Na szczęście codzienne czynności również można wykorzystać w celach rehabilitacyjnych. Takich przykładów można mnożyć: głośne mówienie do siebie w samochodzie w drodze do biura, „podsłuchiwanie” rozmów pracowników za plecami, słuchanie muzyki w czasie pisania na komputerze, zabawa w chowanego z synusiem czy czytanie bajek przed snem Filipka etc.


Wkładka czasem mnie uwiera i próbuję ściągnąć implant by dać nieco wytchnienia zmęczonym uszom. Przy ściąganiu kręci mi się gwałtownie w głowie … i ratując głowę przed totalnym zamętem szybko zakładam implant. Implanty działają niczym narkotyk – dziwnie się już czuję bez cybernetycznych wrażeń, nawet tych najbardziej brutalnych. Okazuje się także, iż specjalistyczne baterie do implantów przy rozładowywaniu się niemal natychmiast przestają działać (w przeciwieństwie do „tradycyjnych” baterii do aparatów słuchowych, u których pierwszy sygnał przed słabą baterią pojawia się już na kilka dni przed pełnym rozładowaniem). Zanim włożę nowe baterie do implantu trzeba niestety przeczekać kilka minut w celu ich „zaktywowania się” (wskazane jest aby specjalistyczne baterie po odklejeniu naklejek zabezpieczających chwilę poleżakowały na wolnym powietrzu po to by optymalnie wydłużyć ich żywotność). Bywa to jednak niezwykle irytujące, w szczególności w sytuacjach kiedy pełny słuch jest niezbędny. Można to porównać do nagłej przerwy w dostawie głosu podczas oglądania ciekawego filmu.


Przychodzi czas na kolejne coroczne służbowe szkolenie. Przychodzi na nie nawet kilkaset pracowników z całej Polski, więc powstaje okazja na „zamianę” kontaktów e-mailowych na bezpośrednie rozmowy. Efekty rozmów okazują się być bardzo różne, przy czym zróżnicowanie te jest zgoła odmienne niż w przypadku aparatu słuchowego. W aparatach słuchowych rezultaty rozumienia były uzależnione głównie od budowy twarzy rozmówcy jak i jego sposobu poruszania ustami i tempa wymowy. W chwili obecnej dołączyło się zróżnicowanie w barwie głosu i wyrazistości wymowy. W dalszym ciągu stopień rozumienia płci przeciwnej jest wyższy niż płci męskiej ze względu na większą tolerancję wyższych tonów.


Łamie mi się nagle rożek do implantu. Oj, bardzo niedobrze, bo następnego dnia czeka mnie spotkanie z prezesem mojej spółki. Ponieważ rożek ten jednocześnie stanowi łącznik pomiędzy pojemnikiem na baterie a procesorem, nie da się go tymczasowo wymontować. Z kolei przy włączonej hybrydzie złamany rożek piszczy niemiłosiernie z powodu sprzężenia zwrotnego. Niestety w tym otrzymanym w Kajetanach nie było niemal żadnych części zamiennych. I co by tutaj począć? W końcu udaje mi się późną nocą odciąć zasilanie rożka plastrem izolując styk z procesorem (część akustyczna jest wbudowana w sam rożek). Odczuwam również dziwną lekkość noszenia samego implantu bez wkładki. Zazdroszczę tego komfortu „pełnowymiarowym” implantowiczom. Na szczęście dzień po spotkaniu z prezesem miałem zaplanowaną wizytę rehabilitacyjną w Kajetanach, więc przy okazji dokonałem szybkiej wymiany rożka. Pomimo braku części akustycznej w implancie samo spotkanie z prezesem poszło całkiem nieźle.


Praca nabiera maksymalnych obrotów. Zostaję wciągnięty w projekty u klientów. Niemal wszystkie „śmieciowe” dźwięki biurowe, wybitnie drażniące w zeszłorocznych projektach, zeszły na dalszy plan. W związku z tym mogłem już na spokojnie skoncentrować się na głoskach mowy i czerpać z tego wiele korzyści.

Podsumowanie pierwszego "hybrydowego" roku znajdziecie pod następującym linkiem:
http://ku-swiatu-dzwiekow.blogspot.com/2010/12/i-mina-prawie-rok.html


Przy okazji składam serdeczne życzenia Spokojnych i Wesołych Świąt oraz wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)