piątek, 25 marca 2011

Początek czerwca 2010: „Hybrydy” miesiąc szósty - mała rewolucja

Z czystej ciekawości próbuję tym samym uchem słuchać zarówno przez „zwykły” aparat słuchowy i implant– poprzez demontaż części akustycznej hybrydy i założenie aparatu na to samo ucho. Część akustyczna nie jest niczym na stałe przytwierdzona do procesora (innym słowy, zamontowana „przez lekki wtyk”) więc czynność ta jest wręcz banalna. Jak już wspomniałem wcześniej, część akustyczna hybrydy ma stosunkowo słabą moc i obejmuje jedynie niewielką część niskich tonów. Na szczęście po rozmowie z MCSM zaproponowano mi dłuższą część implantu (z tzw. cewką „M” - od „Medium” - zamiast krótszego, jakiego zwykle używa się do hybrydy) tak aby, część implantowa mogła objąć swoim zasięgiem nieco większy zakres i zmniejszyć „białe plamy” na audiogramie. Próba jednak wykazała gorsze rozumienie samogłosek przy lepszym rozumieniu spółgłosek. Wydaje się zatem, że takie rozwiązanie spowodowało dominację aparatu słuchowego nad implantem i w efekcie doszło do powrotu do słyszenia podobnego do istniejącego w samych aparatach słuchowych. Zatem rozwiązanie hybrydowe wydaje się być bardziej skomplikowane niż mi się wydawało.


Wciąż popełniam błędy w różnicowaniu głoski „O” z głoską „E”. Problem polega na tym, iż w aparatach słuchowych głoska „O” jest rozpoznawana jako mająca wyższą, a „E” – niższą częstotliwość i tak mózg był „kodowany” przez ponad 20 lat. Natomiast w rzeczywistości jest na odwrót i tak jest to odbierane przez implant. Jednak mózg trudno tak przestawić, aby automatycznie prawidłowo rozpoznawał te głoski. Nierzadko muszę się porządnie zastanowić i przełamać dotychczasowe przyzwyczajenia aby udzielić prawidłowej odpowiedzi. Dochodzą również zmiany w rozpoznawaniu spółgłosek. Pewne spółgłoski rozpoznaję niemal bez problemu, ale inne, takie jak „K”, „P”, „T” czy „F” zostały przez implant wrzucone do jednego worka i niezmiernie trudno mi je rozdzielić. Więc czeka mnie jeszcze nie lada gimnastyka. Za to możliwość odróżnienia np. „S” od „SZ” to już czysta radość.

Przychodzi czas na kolejną wycieczkę do Kajetan. Tym razem oprócz rehabilitacji czeka mnie dostrajanie. Po ostatnim spotkaniu z panem inżynierem, na którym dokonano niemal kosmetycznych zmian niewiele oczekuję od następnego dostrajania. Po zakończeniu standardowych badań pukam do drzwi pana inżyniera. Po krótkiej wymianie zdań wewnętrzna część implantu zostaje podłączona magnesem do komputera. Jakie to dziwne uczucie, jakbym się obawiał, że cała moja pamięć zostanie przekopiowana na twardy dysk. Jednym ze standardowych komputerowych testów jest tzw. telemetria impedancyjna (eng. ART: Auditory Nerve Response Telemetry) polegająca na komputerowej analizie wrażliwości nerwów słuchowych na impulsy. Odbywa się to w zasadzie automatycznie i nie jest konieczny żaden „feedback” ze strony pacjenta. W czasie tego badania dochodzi do serii lekkich mrowiących dzwonień w mózgu niczym mocniejsze muśnięcie po samych wysokotonowych strunach harfy. Okazuje się, że wreszcie moje nerwy prawidłowo reagują na bodźce. Wygląda na to, że pan inżynier czekał na takie wyniki (ponoć czasem potrzeba czasu aby nerwy słuchowe zaprzyjaźniły się z cewką słuchową i zaczęły efektywnie odbierać impulsy). Inżynier z zadowoleniem zaciera ręce. Po małej chwili, naciskając na spację, patrzy na mnie spod okularów uważniej… o rany, do głowy znów uderza ten mętlik jak w pierwszych miesiącach użytkowania! Hurra - cieszę się w duszy - wreszcie jakieś poważniejsze wyzwania przede mną. Pan inżynier, nie przestając uważnie na mnie patrzeć, puszcza kolejne serie coraz mocniejszych programów. Ostatni program, o największej mocy, już można było śmiało porównać do cybernetycznych wrażeń z aktywacji implantu - aż pojawia się na moich ustach uśmiech, kiedy wspominam pierwsze implantowe dni. Ta „mała rewolucja” to wynik przestawienia na nieco inny tryb nadawania impulsów dający ponoć nie tyle mocniejsze wrażenia ale bardziej precyzyjny przekaz impulsów. Niezmiernie mnie to ucieszyło bo już poważnie nabierałem wątpliwości czy dam radę wyćwiczyć słuch na obecnych ustawieniach. A więc czas wrzucić wyższe biegi! Zwyczajowo pan inżynier pozostawia stary program w razie gdyby wrażenia okazały się być zbyt intensywne i zaszła konieczność chwilowego powrotu na stary program. Ponieważ rehabilitację mam zaplanowaną tuż po dostrajaniu muszę powrócić do starego ustawienia implantu gdyż mózg jeszcze nie zdążył otrząsnąć się z nowych wrażeń i zaburzyłoby to totalnie przebieg ćwiczeń. Ale zaraz po ćwiczeniach pełen emocji powracam do nowego programu i w oczekiwaniu na bus idę na małą przechadzkę w pobliskim lasku przysłuchać się dźwiękom natury…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz