czwartek, 29 października 2015


Idźcie i wsłuchajcie się w śpiewy jesiennych lasów,
W szept liści na gałęziach muskanych niebem,
Szelestu kołdry liści upadłych, uśpionych,
Poczuj na twarzy liście sunące po promieniach słońca,
Chwytaj jeszcze te chwile ciepłe, kolorowe, tajemnicze,
Zanim wszystko zakryje się białym puchem letargu...


I mamy kolejną piękną polską jesień... zatem jest świetna okazja by wsłuchać się w jej niesamowity klimat, poczuć lekki powiew na twarzy i wsłuchać się w ich łagodny szum, dotknąć opadających liści i wsłuchać się w ich delikatny szelest, sięgnąć wzrokiem oświetlanych promieniami słońca konarów drzew, wsłuchać się w barwny świergot ptaków... niech cała dusza odda się słuchowi i pełnej radości dźwięków!

czwartek, 12 stycznia 2012

Kolejny (i na razie ostatni na jakiś czas) artykuł w "Słyszę"

Drodzy,

W aktualnym dwumiesięczniku znajdziecie Państwo podsumowanie swojego rocznego doświadczenia z implantem. Ze względu na "chwilowy" natłok bieżących spraw życiowych pisanie blogu zostaje na jakiś czas zawieszone :)

http://www.sponin.org.pl/slysze/index.php?n=bierzacy
Miłej lektury i życzę wszystkim wszystkiego dobrego w Nowym Roku!

Paolo

wtorek, 20 grudnia 2011

„Hybrydy” roczek coraz bliżej…

Dni robią się coraz krótsze i chłodniejsze. Nie zniechęca to mnie jednak wcale do wspólnych dłuższych wypraw rowerowych. Z drzew sennie opadają mieniące się wszelkimi barwami liście a do uszu dociera ich miękki szelest. Zatrzymuję rower i przymykam oczy by nimi się w pełni nacieszyć. To zupełnie inny dźwięk niż ten z wakacyjnych leśnych joggingów. Ten jest znacznie bardziej urozmaicony i donośniejszy niż lekko muskający uszy szelest zielonych liści wiszących jeszcze na konarach drzew. Do jesiennego koncertu dźwięków dołącza się nagle szum zrywającego się i wirującego na wszystkie strony wiatru. Dodatkowego smaczku dodaje wspólna zabawa z synusiem w podrzucaniu w górę garści suchych liści. Aż się nie mogę nadziwić, że pozornie zwyczajne dni jesienne mogą dostarczyć tylu wrażeń.



Przyjaciele wracają z dłuższych wypraw i cisną się nam w usta wakacyjne opowieści. Czym prędzej umawiamy się na grillowe spotkania. Wieczorami są one umilane blaskiem świeczek i śpiewami przy gitarze. Skąpe światło ze świeczek i rozżarzonych węgli z grilla nie ułatwia mi zadania w komunikacji. Tym razem postanowiłem jednak zamiast prosić o dodatkowe światło przyjąć wyzwanie i więcej skupić się na słuchu. Efekty okazały się być bardzo różne. Uznałem, iż jednak na pewno jest ciut lepiej niż w przypadku tylko czytania z ust, zwłaszcza wtedy kiedy pozwoli się mózgowi „uwierzyć” dźwiękom napływającym do uszu. Ważne, żeby jak najmocniej skoncentrować się na falach głosek mowy. Natomiast struny z gitary poruszyły głębię duszy tak mocno, iż zaczynam się zastanawiać nad samodzielnym opanowaniem tego akustycznego cudeńka.


Rozpoczynający się sezon audytorski coraz mocniej daje się we znaki. Trochę mają racji wypowiadający się na różnych forach niesłyszących, iż nierzadko ciężko pogodzić intensywną pracę ze „specjalistyczną” rehabilitacją, w szczególności w sytuacji gdy na głowie ma się jeszcze rodzinne obowiązki. Na szczęście codzienne czynności również można wykorzystać w celach rehabilitacyjnych. Takich przykładów można mnożyć: głośne mówienie do siebie w samochodzie w drodze do biura, „podsłuchiwanie” rozmów pracowników za plecami, słuchanie muzyki w czasie pisania na komputerze, zabawa w chowanego z synusiem czy czytanie bajek przed snem Filipka etc.


Wkładka czasem mnie uwiera i próbuję ściągnąć implant by dać nieco wytchnienia zmęczonym uszom. Przy ściąganiu kręci mi się gwałtownie w głowie … i ratując głowę przed totalnym zamętem szybko zakładam implant. Implanty działają niczym narkotyk – dziwnie się już czuję bez cybernetycznych wrażeń, nawet tych najbardziej brutalnych. Okazuje się także, iż specjalistyczne baterie do implantów przy rozładowywaniu się niemal natychmiast przestają działać (w przeciwieństwie do „tradycyjnych” baterii do aparatów słuchowych, u których pierwszy sygnał przed słabą baterią pojawia się już na kilka dni przed pełnym rozładowaniem). Zanim włożę nowe baterie do implantu trzeba niestety przeczekać kilka minut w celu ich „zaktywowania się” (wskazane jest aby specjalistyczne baterie po odklejeniu naklejek zabezpieczających chwilę poleżakowały na wolnym powietrzu po to by optymalnie wydłużyć ich żywotność). Bywa to jednak niezwykle irytujące, w szczególności w sytuacjach kiedy pełny słuch jest niezbędny. Można to porównać do nagłej przerwy w dostawie głosu podczas oglądania ciekawego filmu.


Przychodzi czas na kolejne coroczne służbowe szkolenie. Przychodzi na nie nawet kilkaset pracowników z całej Polski, więc powstaje okazja na „zamianę” kontaktów e-mailowych na bezpośrednie rozmowy. Efekty rozmów okazują się być bardzo różne, przy czym zróżnicowanie te jest zgoła odmienne niż w przypadku aparatu słuchowego. W aparatach słuchowych rezultaty rozumienia były uzależnione głównie od budowy twarzy rozmówcy jak i jego sposobu poruszania ustami i tempa wymowy. W chwili obecnej dołączyło się zróżnicowanie w barwie głosu i wyrazistości wymowy. W dalszym ciągu stopień rozumienia płci przeciwnej jest wyższy niż płci męskiej ze względu na większą tolerancję wyższych tonów.


Łamie mi się nagle rożek do implantu. Oj, bardzo niedobrze, bo następnego dnia czeka mnie spotkanie z prezesem mojej spółki. Ponieważ rożek ten jednocześnie stanowi łącznik pomiędzy pojemnikiem na baterie a procesorem, nie da się go tymczasowo wymontować. Z kolei przy włączonej hybrydzie złamany rożek piszczy niemiłosiernie z powodu sprzężenia zwrotnego. Niestety w tym otrzymanym w Kajetanach nie było niemal żadnych części zamiennych. I co by tutaj począć? W końcu udaje mi się późną nocą odciąć zasilanie rożka plastrem izolując styk z procesorem (część akustyczna jest wbudowana w sam rożek). Odczuwam również dziwną lekkość noszenia samego implantu bez wkładki. Zazdroszczę tego komfortu „pełnowymiarowym” implantowiczom. Na szczęście dzień po spotkaniu z prezesem miałem zaplanowaną wizytę rehabilitacyjną w Kajetanach, więc przy okazji dokonałem szybkiej wymiany rożka. Pomimo braku części akustycznej w implancie samo spotkanie z prezesem poszło całkiem nieźle.


Praca nabiera maksymalnych obrotów. Zostaję wciągnięty w projekty u klientów. Niemal wszystkie „śmieciowe” dźwięki biurowe, wybitnie drażniące w zeszłorocznych projektach, zeszły na dalszy plan. W związku z tym mogłem już na spokojnie skoncentrować się na głoskach mowy i czerpać z tego wiele korzyści.

Podsumowanie pierwszego "hybrydowego" roku znajdziecie pod następującym linkiem:
http://ku-swiatu-dzwiekow.blogspot.com/2010/12/i-mina-prawie-rok.html


Przy okazji składam serdeczne życzenia Spokojnych i Wesołych Świąt oraz wszystkiego dobrego w Nowym Roku! :)

sobota, 22 października 2011

Kolejny artykuł w "Słyszę"

Drodzy,

Miło mi poinformować, że kolejna część moich cybernetycznych opowieści została ukazana w "Słyszę". Nie zabrakło również innych ciekawych artykułów, zwłaszcza na temat szumów usznych jak i o dzieciach kształcących się w systemie integracyjnym.

Wrzesień - Październik: http://www.sponin.org.pl/slysze/index.php?d&id=129
Listopad - Grudzień: http://www.sponin.org.pl/slysze/index.php?d&id=130

Zachęcam do lektury! :)

Paolo

poniedziałek, 12 września 2011

Sierpień 2010: „Hybrydy” miesiąc ósmy

Po niemal miesięcznej chorobie przyszedł najwyższy czas na zmianę na wyższy bieg w procesorze. I tak doszło do opóźnienia o pół miesiąca w stosunku do wstępnych terminów ustalonych przez inżyniera. Pomimo powrotu do zdrowia nowy program okazuje się być niezwykle mocny i uderzająco intensywny. Znów muszę być ostrożny przy porankowych włączeniach. Świat dźwięków znacznie się rozszerza, dochodzą również całkiem nowe dźwięki, a dotychczas odkryte wrażenia nabierają ostrzejszego wymiaru. Okupione to zostaje, dużym wysiłkiem i skupieniem, ale warto to zrobić.



Rozpoczynam ćwiczenia z programem komputerowym „Świat dźwięków Otta” (płytkę z programem można uzyskać bezpłatnie od firmy Med-el Polska). Jest to bardzo ciekawy program do ćwiczeń dostarczający całkiem sporego zapasu dźwięków do przesłuchania i przećwiczenia. Najbardziej zaskakujące doświadczenia miałem w części dotyczącej instrumentów muzycznych - skrzypce już okazały się być dla mnie przyjemne w słuchaniu i odgadywałem je bez problemu, natomiast ciężko było mi odróżnić flet od trąbki. Ogromna różnica pomiędzy aparatem słuchowym a implantem wystąpiła nawet przy tak nieskomplikowanych instrumentach muzycznych jak bębny. Przy samym aparacie słuchowym bębny brzmią niczym jednopłaszczyznowe „pum, puuuum, pum”. Natomiast w implancie słuchowym bębny brzmiały w stylu „pum, buuyym, pum” – dając wrażenia znacznie głębsze, odczuwalne całą duszą. Skrzypce, kontrabas czy saksofon to jak porównanie szarej deszczowej chmury do pełniącej się wszystkimi kolorami tęczy. Przy aparacie słuchowym instrumenty te brzmiały jak lekko falujące jeziora. Natomiast przy implancie morze dźwięków raz gwałtownie wzbija się kilkumetrowymi falami, raz wpada w ostre wiry, raz płynie spokojnie… aż kręcę głową ze zdumienia. Zauważyłem zależność efektów ćwiczenia od otoczenia, w którym często przebywałem, np. część programu dotyczącą odgłosów z miasta i narzędzi ogrodniczych przeszedłem bez pudła. Dwuipółletni synuś Filipek (słyszący) również z ogromnym zainteresowaniem ćwiczy ze mną na tym przyciągającym jak magnes programie i codziennie się o niego upomina.


Po powrocie do pracy odbywam kolejne szkolenie z soft- skills. Poziom rozumienia i tutaj okazał się być na całkiem przyzwoitym poziomie, dzięki czemu mogłem spokojnie się włączać w wieloosobowe dyskusje. Również i po wykładzie nie czułem zmęczenia i mogłem jeszcze ze sporym zapasem energii kontynuować program dnia z rodziną (w aparatach słuchowych zwykle już po 20 minutach byłem na tyle zmęczony, że nie miałem sił kontynuować wykładu).


Późnym wieczorem klapię na kanapę i włączam „Wiadomości”. Co za różnorodność głosek dostarczona mi przez nowy program w procesorze! Wszystkie wysokie głoski stały się tak wyraźnie „namacalne” i w dodatku ładniej się zlewają - w tak dużym stopniu, iż odczytując z ust rozumiem większość informacji i to bez większego wysiłku. Dla ciekawości zamykam oczy i rozkoszuję się nową różnorodnością głosek. Wprawdzie wciąż nie jestem w stanie rozumieć tylko ze słuchu, ale niespotykana dotąd słyszalna liczba głosek i przy tak wysokim poziomie wyrazistości znacznie podniosła mnie na duchu i nabrałem wiary w możliwość samodzielnego słuchania.

czwartek, 11 sierpnia 2011

Dźwięki podążają za każdym ruchem...


Biegnę... biegnę głęboko w las, biegnę wśród strzelistych konarów drzew, pochylone gałęzie zamieniają leśną ścieżkę w ciasny leśny tunel. Rozkoszuję się również wydobywającym się spod butów miękkim chrzęstem piasku, szorstkim chrupotem żwiru, aksamitnym szelestem zeschniętych liści czy delikatnym chlupotem strumyków\. Zatrzymuję się na chwilę by nabrać trochę tchu, do uszu natychmiast dochodzi świst głębszych oddechów zmęczenia. Spoglądam wyżej na czubki drzew. Przymykam oczy i pozwalam nielicznym promieniom słonecznym przebijającym się przez otulającą ze wszystkich stron gęstwinę liści ogrzać moją twarz. Wsłuchuję się w szept wiatru śmigającego pomiędzy pniami drzew* (*nowoodkryte dźwięki dzięki implantowi słuchowemu).

Wsłuchuję się głębiej w las... Posłuchajcie... www.niezapominajki.pl/Obrazki/Spiewajace%20ptaki.pps (ściągnijcie prezentację + włączcie tryb "Slide Show")



Ach, co za rozkosz korzystać z tak szerokiego wachlarza barw dźwięku (implant wyłapuje odgłosy wszystkich ptaków z prezentacji). Czasem natłok tych "śpiewów" w lesie potrafi być tak ogromny, że aż ratuję się zasłonięciem uszu i z niedowierzaniem rozglądam się wokoło... Mam wtedy nieodparte wrażenie jakby każda gałąź była gęsta od gromady ptaków chcących się nawzajem przekrzyczeć.


Zatem wygląda na to, że implant dostarcza naprawdę szerokiego spektrum dźwięków. W samych tylko aparatach słuchowych najzwyczajniej bym pobiegł dalej pozostawiając za plecami niemal cały orszak dźwięków natury.


Jak zatem wygląda sytuacja akustyczna w samych aparatach? W w/w prezentacji najlepiej usłyszałbym odgłosy sowy i puchacza. Jest w tych odgłosach dużo niskich tonów więc, logicznie rzecz biorąc, nie byłyby trudne w odbiorze. Przy czym na pewno czegoś by mi w nich brakowało... odgłosy byłyby dosyć monotonne i praktycznie w rodzaju "u uuu, u uuu...". Implant dodał do tych odgłosów znacznej głębi i zróżnicowania. Brzmiały bardziej jak "u Uyyyuu, u Uyyyu...". W samym aparacie słuchowym słyszalne byłyby również odgłosy kukułki, mewy śmieszki (ale zwykłej mewy już nie) oraz kosa, ale tylko przy największym wzmocnieniu akustycznym i poprzez cewkę indukcyjną. Podobnie jak wcześniej, w każdym z nich brakowałoby swoistej głębi. Najgłośniejszy, w samym aparacie słuchowym byłby kos, przy czym ograniczałoby się to do równomiernego popiskiwania. Odgłosy pozostałych ptaków... pozostałyby kompletnie nieodbieralne.
IMPLANTOWICZE, pls dopiszcie w komentarzach jakie jeszcze akustyczne ciekawostki was spotkały na łonie natury :)

piątek, 29 lipca 2011

Kolejny artykuł w "Słyszę"

Tym razem nie zabrakło w dwumiesięczniku dalszego ciągu przygód implantowych :)

Zachęcam również do lektury innych artukułów - zwłaszcza o tym, czym kierują się rodzice decydujący się na wszczepienie swojemu dziecku implantu słuchowego, czego oczekują i jakie nadzieje z nim wiążą.
http://www.sponin.org.pl/slysze/index.php?d&id=127