środa, 16 czerwca 2010

Brak wiary… nie dajmy się!

Siedzę wśród wielu, nagle gromki śmiech przewija się przez wszystkich,
Radośnie i miło, ale mnie to omija szerokim łukiem,
Łapczywie szukam wzrokiem i słuchem zagubionych strzępków głosów,
Ze skrawków słów próbuję wyłapać, skleić, przetworzyć by w końcu cokolwiek zrozumieć,
Lecz lawina hieroglifów wciska się w mój bezsilny rozum niczym chmara szarańczy,
Niewychwycony śmiech jest jak niewinny cios akustycznym mieczem w plecy...

Wciąż nierzadko dochodzi do sytuacji, iż wymagania komunikacyjne po prostu mnie przerastają nawet wśród najbliższych. Między innymi w takich sytuacjach, kiedy tematy schodzą do luźnej i szybkiej wymiany zdań, czy przy wieloosobowej dyskusji. Najczęściej wpadam wtedy w taką irytację, że najchętniej bym po prostu cisnął aparat wraz z implantem w kąt i zamknął się w klatce ciszy…

Na szczęście szybko uświadamiam sobie, że przecież to nie koniec rehabilitacji słuchu i jeszcze prawdopodobnie wiele możliwości przede mną. To właśnie dlatego w czasie rehabilitacji, niezależnie od jej formy i rodzaju aparatu, tak ważna jest determinacja, i wiara w swoje możliwości. Postęp rehabilitacji w dużej mierze zależy także od samej chęci słyszenia. W moim odczuciu, zmysł słuchu jest „bliższy” mózgowi niż jakikolwiek inny zmysł. Gdy coś czujesz - czujesz to zwykle „na zewnątrz”, na ciele. Gdy coś widzisz, najpierw dostrzegasz obraz, dopiero w następnej kolejności go analizujesz i interpretujesz. Natomiast w przypadku wrażeń akustycznych mam wrażenie, że dźwięki właściwie pojawiają się momentalnie w głowie, jakby tam właśnie powstawały.

Zatem przy braku gotowości do poznawania nowych dźwięków mózg automatycznie wykazuje pasywną postawę i po prostu nie przyjmuje nowych wrażeń słuchowych. Owszem, mózg odbiera dźwięki, ale jakoby w ogóle ichnie „słuchał” i nie próbował interpretować. A przy wielkiej i pozytywnej chęci słyszenia mózg nastawia się na maksymalną czułość akustyczną i jak tylko wyłapie nowe dźwięki, natarczywie domaga się pełnej informacji pytając: co to właściwie jest? skąd pochodzi? z czego wynika? Niczym zaciekawione wszystkim małe dziecko mózg chłonie i zapamiętuje treści coraz większej ilości dźwięków.

W tym samym czasie również zrozumiałem co to znaczy, iż język niesłyszącego w zasadzie nie jest nabywany tylko dawany. W przypadku osoby niesłyszącej czy słabosłyszącej nie ma praktycznie żadnych szans aby wiernie naśladować otoczenie akustyczne i samodzielnie tworzyć słowa. Język trzeba właściwie nabyć „od wewnątrz” różnymi technikami logopedycznymi. Można by to porównać do nauki rozpoznawania kształtów przedmiotów po ciemku: najpierw powoli po omacku poznaje się wszystkie wypustki i zagłębienia żeby potem praktycznie tylko na podstawie pamięci „technicznej” umieć opisać te przedmioty a potem je identyfikować i wykorzystywać. W przypadku osób słyszących mowa jest kontrolowana przez tzw. „autokorektę” - tj. własny słuch kontroluje mowę. Osoby z ubytkiem słuchu, z powodu zaburzonej autokorekty, muszą zapamiętać „techniczne” układy ust i kontrolować się poprzez ciągły nadzór nad prawidłowością tych układów. Na szczęście implant pozwala małymi kroczkami odkrywać tajemnice świata akustycznego, a co za tym idzie, dźwięki stają się coraz bardziej namacalne i łatwiejsze w naśladowaniu.

1 komentarz:

  1. Doznaję podobnych uczuć co Ty: ciekawośc co to za dźwięk i smutek "wyłączonej" osoby z towarzystwa co to się śmieje ale nie wie z czego.
    samo życie niesłyszącego i zaimplantowanego.

    OdpowiedzUsuń