wtorek, 22 marca 2011

Początek maja 2010: „Hybrydy” miesiąc piąty

Wycieczkowanie po klientach powoli chyli się ku końcowi i w końcu mogę sobie przypomnieć, co to znaczy mieć choć szczyptę czasu dla siebie i rodziny. Choć praca w dalszym ciągu wre pełną parą to pojawiają się już pierwsze ciepłe promienie słoneczne- o co za tym, pojawia się wizja wypłynięcia na nieco spokojniejsze wody :) Zatem wreszcie dochodzi najwyższy czas by odkurzyć folder „CI_Blog” i zerknąć na wyszufladkowane tam elektroniczne bazgrały…


Z początkiem maja 2010 roku przychodzi czas na kolejną wizytę rehabilitacyjną w Kajetanach. Mobilny charakter pracy tym razem okazał się być łaskawy w kontekście ciągłych wyjazdów do Warszawy – inaczej wyjazdy zżarłyby mi co najmniej połowę cennego urlopu. Pomimo istniejącego zaplecza technicznego jeszcze nie skorzystano z lokalnej rehabilitacji czy zdalnego ustawiania, co skutkuje iż na godzinną rehabilitację przypada mi co najmniej 8 godzin podróżowania, ale cóż, czego się nie robi dla lepszego słyszenia. Na spotkaniu rehabilitacyjnym wykonujemy ćwiczenia polegające na rozpoznawaniu liczb bez odczytywania z ust. Z zakresu liczb od jednego do stu tylko kilka razy doszło do błędów. Jak już wspomniała Cyborg, autor bloga www.ci.hell.pl, rozpoznawanie liczb jest raczej stosunkowe proste ze względu na porządne „zakodowanie” treści liczb w mózgu i łatwość ich odgadywania. Dzieje się tak m.in. dzięki powtarzalnym końcówkom „-naście” „-dziesiąt” „-set” jak i dosyć zróżnicowanym fonetycznie liczbom. Następne ćwiczenie polegało na uzupełnianiu na kartkach „usuniętych” wcześniej wybranych słówek z treści artykułu po odsłuchaniu tego samego tekstu. I tutaj nie napotkałem na większe kłopoty. W realizacji tego zadania bardzo mi pomogły wcześniejsze ćwiczenia za pomocą audiobook’ów.



Przychodzi czas na długi powrót do domu. W kolejowym Warsie praktycznie bezbłędnie wysłuchuję ceny produktów patrząc tylko na swój portfel. Ale fajnie! - myślę - i czas mocniej uwierzyć w możliwości samodzielnego słuchania mowy, pomimo że bezwzrokowe rozumienie wyrazów innych niż cyfry na chwilę obecną wychodzi raczej marnie… zatem czas uzbroić się w anielską cierpliwość.

Po powrocie do domu idziemy razem z Filipkiem na tradycyjne wspólne mycie zębów przed snem. Filipek dopiero co poznał tajniki posługiwania się szczotką, więc do moich uszu dotarły pierwsze dźwięki mycia Filipkowych zębów - niby łagodne, niby szorstkie. Co ciekawe, że własnego szczotkowania tak wyraźnie nie słychać. Pewnie w tym przypadku „słucha” tylko ciało i uszy się mimowolnie wyłączają.

Po obowiązkowej lekturze bajeczek dla wiecznie głodnego przygód Filipka padam do łóżka i spod przymrużonych oczu oglądam sobie filmy w TV. Postanawiam oglądnąć film o samurajskich walkach wręcz. Ile mnie tutaj spotkało niespodzianek akustycznych! Zaskoczył mnie dotąd niespotkany szeroki wachlarz odgłosów pozawerbalnych - silnych brzęków rozbijanego szkła, ostrych chrzęstów ładowanej broni palnej. Jednak najciekawszymi wrażeniami słuchowymi okazały się być… świsty przecinających powietrze mieczy samurajskich i ich charakterystyczne brzęki o miecze przeciwników i inne twarde przeszkody. Aż mnie wcisnęło w łóżko… nigdy wcześniej niesłyszany i niby „niewidzialny” dźwięk, a tu taka niespodzianka. Jeszcze po zakończeniu filmu gorączkowo wyszukuję inne filmy z użyciem białej broni by jeszcze się nacieszyć jej odgłosami. Na szczęście dosyć szybko natrafiam na film o muszkieterach, z walkami na szpady. Świsty szpad okazują się zdecydowanie miększe niż odgłosy mieczy samurajów. Widocznie muszkieterom daleko do japońskiej zwinności i szybkości, a szpadom - do ostrych jak brzytwa mieczy samurajskich. Zrozumiałem jak różnorodny jest ten świat dźwięków i ile jeszcze radości można z niego czerpać… ważne żeby słuchać ile wlezie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz