niedziela, 29 maja 2011

Ciekawe e-Booki

Polecony przez Elzbietę Szmyt (wielkie dzieki! :) "Pierwsze kroki dźwięki słowa" (wydany spod rąk zespołu z PZG/Gdańsk) jest chyba najlepszym e-przewodnikiem z jakim miałem do czynienia. Treściwie i fantastycznie opisuje najważniejsze kwestie związane z rehabilitacją słuchu i mowy najmłodszych. Ten przewodnik powinni przeczytać co najmniej wszyscy rodzice niesłyszących dzieci :)

Uworzyłem również nową zakładkę "Ciekawe e-booki" (patrz wyżej zakładki pod głównym tytułem) gdzie zostały umieszczone równiez link do w/w e-przewodnika jak i linki do innych bezpłatnych przewodników, które warto przeczytać. Miłej lektury! :)

wtorek, 17 maja 2011

Lipiec 2010: „Hybrydy” miesiąc siódmy - słuchajmy i czujmy...

Tuż po powrocie żony ze szkolenia dopada mnie paskudna choroba, która przykuwa mnie do łóżka. W konsekwencji dochodzi do ograniczonej aktywności słuchu i mowy… słuch i język zaczynają „rdzewieć” (im mniej są wykorzystywane tym trudniej potem im wrócić do swojej pełnej sprawności). Ciężko mi nawet podjąć się jakiejkolwiek rehabilitacji słuchu ze względu na znaczne przewrażliwienie na dźwięki i szybkie zmęczenie słuchaniem, jak to zwykle bywa i u osób słyszących. To kolejny dowód, iż implant nie tylko dostarcza bodźce dźwiękowe ale i powoduje wszelkiej maści „biologiczne” odczucia takie jak u osób słyszących (tj. przewrażliwienie na dźwięk w czasie choroby czy większe zmęczenie w przypadku dłuższego słuchania w skupieniu).  Aby zabić trochę czasu postanawiam obejrzeć jeszcze raz film pt. „Dzieci mniejszego boga” - teraz oczami zaimplantowanego. Spotyka mnie ciekawe doświadczenie, zwłaszcza w odcinkach, kiedy niesłysząca główna bohaterka określa „wrażenia słuchowe” czy wkomponowuje się w otaczające ją „dźwięki” np. w sytuacji gdy opisuje brzmienie fal morza.  Zobaczcie na przykładzie opisu brzmienia fal mórz (scena zaczyna się w okolicach 4 tej minuty).


Aktorka świetnie przedstawia te „wrażenia” językiem migowym i całym swoim ciałem, pomimo znacznego ubytku słuchu. Wynika z tego, iż oprócz słuchu, duże znaczenie ma „wyczuwanie” dźwięków ciałem, a u osób z ubytkiem słuchu jest ono znacznie silniejsze i bardziej namacalne. Także w moim przypadku „słuchanie ciałem” przed zaimplantowaniem odgrywało znaczącą rolę w odbieraniu bodźców zewnętrznych (np. wyczuwanie kroków zbliżających się osób czy dojeżdżającego pociągu na peron). Obecnie, implant słuchowy wyprzedza w niektórych sytuacjach ciało w ostrzeganiu przed czynnikami zewnętrznymi. Nadal jednak w niektórych sytuacjach „słuchanie” ciałem daje znaczącą pomoc w odbieraniu dźwięków słuchem. Ma to miejsce w szczególności podczas słuchania muzyki czy wyczuwania bardzo cichych czy całkiem nowych dźwięków. Zatem dźwięki to nie tylko głoski i tony ale także wyczuwanie całego wachlarza różnego rodzaju wibracji.

niedziela, 15 maja 2011

Nuty duszy…

Pewnego wieczoru kładę się na kanapie z lampką czerwonego wina i włączam pożyczoną od ojca płytę pt. „Spanish Dreams” Johna Willams’a z muzyką gitarową. Zamykam skrajne zmęczone oczy (wciąż jednak  są dominującym narządem zmysłu odbierającym informacje z zewnątrz) i koncentruję się tylko na słuchu. Posłuchajcie



Ach, te nuty …
Czuję jak dżwieki z gitary wpływają w głąb mej duszy i wznoszą ją w nieznane przestworza muzyki. Co za rozkosz! Co raz bardziej koncentruję się na słuchu by mocniej poczuć w siebie te muzyczne wibracje. Dla ciekawości wyłączam na chwile implant ale już po bardzo krótkiej chwili wiem czego tu brakuje i szybko na nowo go włączam .. Czego brakuje w samych aparatach słuchowych? Na samym aparacie dźwięki są również bardzo miękkie i odbierane niemal ze wszystkich strun, ale są dosyć jednostajne i brakuje w nich pewnej „werwy”, tak jakby gitara dawała jednostajne brzmienie niezależnie od mocy uderzenia w struny. Można by to porównać do sytuacji w której dyrygent poruszałby swoją batutą tylko w sposób spokojny bez wykonywania głębszych czy bardziej gwałtownych ruchów. Nie ukrywam, iż słuchanie w aparacie słuchowym jest również przyjemne, ale muzyka brzmi tak jakby tylko lekko głaskała wierzch duszy. Powoduje to stosunkowe szybkie znudzenie ze względu na swoją jednostajność. A w implancie dźwięki są znacznie głębsze, sięgające samego dna duszy oraz wibrujące w głowie niczym wściekłe fale uderzające w piorunująco wysokie tony, by zmieszać się z gwałtownymi wirami niskich tonów i zatańczyć z całą kakofonią wszystkich częstotliwości… aż wszystkie inne zmysły wyłączają się by całym ciałem skoncentrować się na muzyce.

Czerwca ciąg dalszy 2010: „Hybrydy” miesiąc szósty cd.

Słońce powoli wychyla się zza horyzontu, jego promienie odbijają się o topniejące lody. Wreszcie mogę wychylić się zza służbowego laptopa i spojrzeć z większym spokojem w siną dal… w przyszłość.




Krótko po powrocie z ostatniej wizyty w Kajetanach przyszedł czas na służbowe szkolenie. Na miejscu okazuje się, że musimy się stłoczyć w miniaturowej salce konferencyjnej a wykładowcy są zmuszeni stać tuż pod oknami. Był akurat piękna pogoda, promienie słoneczne bezpośrednio przebijały się przez okna i grzały twarze słuchaczy. Niestety wiązało się to z niemal zerową widocznością twarzy wykładowców. Zwykle w takich sytuacjach uprzejmie proszę wykładowców o zmianę lokalizacji, ale ku mojemu zdumieniu mówili oni na tyle spokojnie i wyraźnie, że pomimo ograniczonej widoczności ich ust byłem w stanie wyłapać całkiem zadowalające fragmenty wypowiedzi. Prowadzona prezentacja multimedialna znacznie ułatwiała wyłapanie kontekstu wykładów, a jednocześnie nie trudno było się spodziewać, jaki zakres słownictwa zostanie zastosowany. Mózg, ciekawy nowych ustawień procesora, został nastawiony na maksymalną czułość. Wszelkie nowe wrażenia przyjmował z wielkim zaangażowaniem i chłonął łapczywie nowe dźwięki. W miarę słuchania w wyniku przyzwyczajania się do nowych dźwięków, czułość ta zwykle jest osłabiona. Ważne zatem, aby nieustannie „karmić” mózg wrażeniami akustycznymi w celu odpowiedniego ich „zakodowania” w mózgu. Z powodu skrajnego wyczerpania maksymalną koncentracją zwykle nie angażuję się w „podwórkowe” pogaduszki na przerwach między wykładami. Tym razem implant słuchowy na tyle wyręczył mnie w zdobywaniu informacji, że został zaoszczędzony jeszcze całkiem spory zapas energii na krótkie wymiany zdań z kolegami. Również dzięki opanowaniu w miarę pełnego obrazu wykładu mogłem sobie pozwolić na większe zaangażowanie w dyskusje w jego trakcie i przedstawienie słuchaczom własnych przemyśleń. W trudniejszych warunkach akustycznych wspomniane „moce” zwykle są niemal całkowicie zużywane na same tylko „wyłapywanie” treści mowy czy wyszukiwanie kontekstu wypowiedzi. Wreszcie mogłem uwolnić nieustannie kłębiące się w mej głowie myśli i pomysły.



Miałem za sobą niezwykle intensywne półrocze zarówno w pracy jak i w zdobywaniu nowych terytoriów świata dźwięków. Spragnieni nieco wytchnienia postanawiamy całą rodzinką wybrać się nad polskie morze by uciec od miejskiego zgiełku i nacieszyć się trochę relaksującym plażowym klimatem. Po długiej podróży, gdy już poczuliśmy pod stopami ciepły i aksamitny piasek, a lekka bryza muskała nasze twarze, uszom ukazał się cały wachlarz plażowych dźwięków. Szum morza był w prawdzie słyszalny wcześniej w aparatach słuchowych, ale brakowało mu swoistej niesamowitej głębi. Wyciszane w aparacie słuchowym krzyki mew pokazały w implancie swoją moc. Dotarło do mnie niesłyszalne wcześniej miękkie skrzypienie piasku, delikatny łopot parasoli muskanych przez wiatr oraz wiele innych niespotykanych dotąd dźwięków.


Na wycieczce do Kołobrzegu postanawiamy zasmakować podróży turystycznym statkiem po morzu. Syn Filipek od razu biegnie migiem na sam dziób statku by poczuć smagania wiatru i fali uderzających o burty statku. Co za radość, że mogłem się cieszyć tymi wrażeniami razem z nim.. Natomiast na pobliskim targu zasmakowałem drugiej strony medalu - doznawania pełnego wachlarza ostrych i nieprzyjemnych dźwięków przekrzykujących się nawzajem kupców oraz hałaśliwych zabawek dla dzieci tak, że aż zmuszony byłem zakrywać cybernetyczne uszy rękami. Cóż, jeżeli chce się w pełni wejść w świat dźwięków to należy się liczyć z rezygnacją z „umilaczy” w aparatach słuchowych – i bardzo dobrze!


Po powrocie z urlopu przypadł mi obowiązek samodzielnego całodniowego zajmowania się Filipem. Żona zostaje oddelegowana na kilkudniowe szkolenie i w związku z tym musiałem pełnić również nocny „dyżur”. Była to zatem pierwsza noc z włączonym zarówno aparatem słuchowym jak i implantem. Ze względu na fakt, iż przed każdym snem uwalniam moje uszy od świata dźwięków (świat ciszy dostarcza jednak nieocenionego komfortu na czas snu) nie byłem kompletnie przyzwyczajony do spania w aparacie i implancie słuchowym. Budził mnie każdy własny wdech i wydech jak i najmniejszy nawet szmer – co za koszmar! Nie zmrużyłem oka ani na moment przez całą noc. Następnej nocy postanawiam już „czuwać” tylko na aparacie słuchowym. Z nieco mniej czułym radarem uwolniony zostałem od tych natarczywych szumów i brzęków, ale i jednocześnie byłem w stanie usłyszeć wszelkie reakcje ze strony Filipka. Uff!