środa, 23 grudnia 2009

Godzina zero

No to chyba wszystko już jasne i na zabieg jesteśmy umówieni na wtorek 15 grudnia przed południem. Mieszkam na Śląsku, więc dojeżdżam do Kajetan samochodem już 14 grudnia po południu żeby spokojnie się zarejestrować i przejść standardową konsultację przedoperacyjną. Na konsultacji nieco opowiedziałem o historii ubytku słuchu, oddałem całą wymaganą dokumentację medyczną (obowiązkowe badania przedoperacyjne: krwi, KTG, tomografia głowy etc.) no i wygląda na to, że wszystko OK., pacjent gotowy na zabieg :) Teraz tylko cierpliwie czekać do następnego dnia i patrzeć ze zgrozą przez okno na totalny atak zimy- gęsty śnieg i mrozy poniżej 10 stopni- no nic, najwyżej spędzę święta w szpitalnej atmosferze ;) Walczę także z ogrzewaniem gdyż każdy następny personel, który mnie odwiedza odwraca do góry nogami sterownik do ogrzewania nie bardzo wiedząc jakie jest prawidłowe ustawienie ;) Na szczęście wziąłem sobie gruby wełniany szalik i polarową bluzę więc noc udaje się przeżyć bez szwanku z gardłem. I tak nie potrafię zmrużyć oka. Tyle emocji i myśli piętrzy się w głowie. Trochę obaw, trochę radości, wszystkiego po trochu i połowę nocy idzie na spacery po ciemnych korytarzach oświetlonymi tylko gwiazdkowymi ozdobami i iskrzącymi się płatkami śniegu gęsto opadającymi za oknem. W końcu udaje się jakoś uciszyć burzę myśli i grubo po północy w końcu zasypiam.

Następnego dnia budzony jestem wczesnym rankiem przez pielęgniarkę z komendą powolnego zbierania się do operacji. W brzuchu burczy (nie można praktycznie nic jeść i pić na 6 godzin przed operacją) ale za sprawą emocji szybko zapominam o głodzie i czym prędzej lecę pod prysznic, no i jestem gotowy. Zostaję powiadomiony, że pan profesor jest na bloku, OK., myślę sobie- mój zabieg został zaplanowany przed południem, więc pewnie jeszcze kogoś będzie operować przede mną, w takim razie jeszcze tyle czasu przede mną. A tu po chwili wołają mnie i zapraszają czym prędzej na blok… to już teraz??? W sumie poranek także jest przed południem ;) Nagle dochodzi do mnie świadomość, że to naprawdę się dzieje i posłusznie idę na blok :) Zostaję otoczony niezliczoną ilością lekarzy i anestezjologów. I wreszcie oczy mi się powoli zamykają po przyłożeniu maski ze środkiem znieczulającym.

Na czym polega operacja w kilku słowach?


Implant o tytanowej obudowie wielkości niewielkiego biszkoptu (rys.1) wszczepia się w miejsce kości czaszkowej za uchem-rys.2 (usuwa się trochę kości w celu zwolnienia miejsca implantowi- urządzenie ma jakieś pół centymetra grubości). Obecnie nie wyczuwam w ogóle wybrzuszenia implantu- zlewa się on niemal całkowicie z pokrywą czaszki. Z implantu tego wyprowadzona jest cewka (rys.3), najeżona platynowymi elektrodami o grubości włosa izolowanymi rubinowymi kryształami- patrz rys.4 (w celu zapewnienia precyzji przekazywania impulsów elektrycznych). Cewkę tę wprowadza się jak najdelikatniej w ślimak słuchowy tak, aby jak najlepiej zachować resztki słuchu- rys. 5 i 6 (zgodnie z przedstawionymi wynikami badań po pozytywnie zakończonych operacjach statystycznie traci się ok. 5% słuchu). Rysunek 7 pokazuje wszystkie elementy poprawnie wszczepionego implantu słuchowego wraz z procesorem zewnętrznym). Większość zdjęć pochodzi ze stron Med-el’a.


Rys.1
 Rys.2



Rys.3


Rys.4




Rys.5


Rys.6


Rys.7

Blok sprawia wrażenie dobrze zorganizowanego i naszpikowany jest całą masą nowoczesnej aparatury. Zdjęcia bloku w Kajetanach można pooglądać na stronie: http://www.ifps.org.pl/web/ionas.php?onas=tour_view&pk_tytul=5

Budzę się…

Operacja przebiegła na szczęście bez komplikacji i niezwykle szybko. Po półtoragodzinnej operacji budzę się ok. godz. 10:00 widząc pochylające się twarze ojca i profesora w dobrych nastrojach i kamień mi spada z serca :) Wkrótce na własnych nogach schodzę do części hotelowej szpitala gdzie czym prędzej dostaję zastrzyk przeciwbólowy i znów zapadam w głęboki sen na kilka godzin. Po tym wypoczynku jestem w stanie usiąść na łóżku i trochę pochodzić po korytarzu ale nie bez wysiłku. Ucho tylko trochę pobolewa ale generalnie jest OK. Na szczęście nawet nie straciłem smaku jak to czasem bywa po takich operacjach. Ok. godziny 17:00 już samodzielnie przechodzę do jadalni na kolację. Ucho pobolewa przy każdym kęsie więc należy powoli i z mozołem przegryzać kanapkę- kosztuje to mnie tyle wysiłku, że po każdym posiłku muszę się po prostu zdrzemnąć. Pielęgniarki, chyba widząc moją dosyć dobrą kondycję, nie dają mi za wiele przeciwbólowych leków a ja za bardzo nie wiem ile mogę ich żądać. Przez to kolejne dni stają się trudniejsze do zniesienia. Dodatkowo strzykawka z drenem wyprowadzającą krew z rany pooperacyjnej zamocowana do bandaża głowy nie ułatwia mi wygodnego ułożenia się w łóżku, no nic- myślę- najważniejsze jednak, że operacja przebiegła pomyślnie i trzeba wytrzymać jeszcze trochę… już dużo spaceruję po korytarzach i SMSuję do wszystkich uspakajające wiadomości. W środę lekarze decydują iż, w czwartek będzie ściąganie bandaża i drenu a w piątek, jak wszystko będzie OK.- wypisują mnie ze szpitala. Już tęsknię za ciepłym i wygodnym domkiem- uff! :)

Blizna ładnie się goi więc termin wypisu podtrzymany i czym prędzej ojciec odśnieża grubą warstwę śniegu z samochodu. Jak się okazało, przyjazd samochodem do Kajetan był strzałem w dziesiątkę gdyż w miarę płynnie wróciliśmy do domu. Gdybyśmy byli zmuszeni korzystać z kolejowego środka transportu trzeba byłoby jakoś dotrzeć najpierw do Warszawy. A żeby przebić się przez wielokilometrowe korki do centrum Warszawy, jakie pojawiły się za sprawą ataku zimy, potrzeba byłoby ponad 4 godziny (czyli mniej więcej tyle samo ile zajęła nam podróż powrotna!) i jeszcze dodatkowo pociągi z Warszawy mocno się spóźniały :)

No to teraz zakaz wysiłku przez kolejne 14 dni. Łatwo mówić w czasie przedświątecznej gorączki ;) Na szczęście udało się nam wiele świątecznych spraw załatwić jeszcze przed operacją ale i tak niełatwo patrzeć jak inni biegają za różnymi drobnymi sprawkami i niewiele móc pomóc.

To byłoby na tyle na chwilę obecną :) 

Mam nadzieję, że lektura okazała się przydatna i niczego nie namieszałem (w razie uwag- komentarze bardzo mile widziane :) Następny post umieszczę pewnie dopiero po podłączeniu procesora- 3majcie za mnie kciuki! :)

Przy okazji życzę spokojnych i wesołych świąt oraz wszystkiego, co dobrego w Nowym Roku!

P.S. Jak wynika z wypowiedzi implantowanych, przełomowe efekty z implantów dochodzą średnio po około roku- a więc życzę sobie w takim razie właśnie takiego prezentu gwiazdkowego w następnym roku :)

4 komentarze:

  1. Drogi Paolo fajnie, że założyłeś bloga :)
    Mam nadzieję, że wszystko ok i, że również na Ślimaczku będziesz się wypowiadał :D

    Pozdrawiam
    Andel ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Bardzo fajny blog, mam nadzieję że bedzie aktualizowany.
    Ja miałem wszczepiony implant 16 listopada 2009 wiec miesiac przed tobą, odczucia mam bardzo podobne.
    Pozdrawiam i może kiedyś spotkamy sie w Kajetanach na rahabilitacji.
    hddk

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam Cię.
    Miałam wszczep implantu w ten sam dzień co Ty.15 grudnia,ale w klinice w Poznaniu.Teraz nie wiem jeszcze kiedy dopasowanie,muszę maila napisać do Pana Doktora:)On mówił,żeby się nie spieszyć,żeby wszystko sie wygoiło,więc nie jestem niecierpliwa:)Kłopoty ze słuchem mam od dziecka,ale czytanie z ust doskonale mi szło i również jak Ty zawsze przebywałam wśród "zdrowych"Mam 37 lat,męża,synka.Wiecej napiszę na maila jeśli chcesz.Jak czytam Twój blog to normalnie jak bym siebie czytała.
    Pozdrawiam.
    Lucynka
    ranczo317@wp.pl

    OdpowiedzUsuń
  4. Naprawdę świetnie napisane. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń