czwartek, 11 marca 2010

Pierwsze dostrajanie w Kajetanach

W połowie stycznia warunki pogodowe są na tyle spokojne, że mogę pomyśleć o innym środku transportu niż samochód. Sadowię się wygodnie w pociągu i nagle słyszę coś w rodzaju „Pyk-pik, pyk-pik…pyk-pik, pyk-pik,… pyk-pik…” co jest grane?- myślę. Może baterie mi się kończą, z drugiej strony nigdy wcześniej nie słyszałem takich dżwięków… z kolei ostrzeżenie o słabych bateriach pojawia się dokładnie co 14 sekund, a tu pyka bardzo nieregularnie. Z zaciekawieniem podnoszę wzrok znad laptopa nad foteliki kolejowe i uśmiecham się do siebie radośnie, Okazuje się bowiem, że to konduktorzy zawzięcie kasują bilety swoimi kasownikami. Z tego względu iż jestem w wagonie bezprzedziałowym słyszę je przez cały korytarz. Strasznie ostre są te dźwięki jakby ktoś chciał mi zademonstrować tymi metaliczno-plastikowymi dźwiękami tuż przy uchu. Uświadamiam sobie, że zaczynam dość wyraźnie odróżniać metaliczny odgłos od plastikowego, jedynie porcelanowy odgłos wydaje mi się być dosyć zbliżony do metalu.

Ze względu na fakt, iż na pierwszym ustawieniu nie było inżyniera hybrydowego kierują mnie znów do działu implantowego w celu doprecyzowania ustawień. Inżynier hybrydowy po uważnym przesłuchaniu odpowiedzi na pytanie „co słychać” kiwa z zadowoleniem głowę. Okazuje się bowiem, że mam wciąż stosunkowo plastyczny mózg, który chętnie się dopasowuje do nowych warunków akustycznych. Stwierdza również, że jak na pierwsze 2 tygodnie dosyć dużo dźwięków już potrafię interpretować i powiniem stosunkowo szybko uczyć się nowych dźwięków. Zwrócił jednak uwagę, że dosyć komfortowo mi się słucha nowych dźwięków a nie jest to, wbrew pozorom, dobry sygnał. Wynika z tego bowiem, iż nerw słuchowy nie jest wystarczająco mocno pobudzany aby mózg w pełni się uczył nowych wrażeń. Innym słowy, jeżeli się komfortowo słucha to de facto głównie się odbiera dźwięki nadawanych przez aparat słuchowy a impuls tylko lekko podkręca wrażenia słuchowe. Natomiast istotnym jest fakt, żeby stopniowo przenosić ciężar przyjmowania dźwięków z aparatu słuchowego na implant. W związku z tym inżynier znacznie podkręca mi moc impulsów i przygotowuje kolejne 2 coraz mocniejsze programy do zmiany co tydzień- ale fajnie!

I znów uderza mnie korytarzowy harmider po wyjściu z sali implantowej z podkręconym prockiem. Kierując się do działu rehabilitacji decyduję się jednak na powrót do poprzedniego programu (inżynier na wszelki wypadek pozostawia 1 program stanowiący IV program z pierwszego ustawienia). Każda zmiana programu zawsze wiąże się z pewnego rodzaju oszołomieniem przez kilka pierwszych chwil i, moim zdaniem, nie jest to wtedy dobry moment na ćwiczenia słuchowe.

Ze względu na fakt, iż na pierwszym ustawieniu nie było inżyniera hybrydowego kierują mnie znów do działu implantowego w celu doprecyzowania ustawień. Inżynier hybrydowy po uważnym przesłuchaniu odpowiedzi na pytanie „co słychać” kiwa z zadowoleniem głowę. Okazuje się bowiem, że mam wciąż stosunkowo plastyczny mózg, który chętnie się dopasowuje do nowych warunków akustycznych. Stwierdza również, że jak na pierwsze 2 tygodnie dosyć dużo dźwięków już potrafię interpretować i powiniem stosunkowo szybko uczyć się nowych dźwięków. Zwrócił jednak uwagę, że dosyć komfortowo mi się słucha nowych dźwięków a nie jest to, wbrew pozorom, dobry sygnał. Wynika z tego bowiem, iż nerw słuchowy nie jest wystarczająco mocno pobudzany aby mózg w pełni się uczył nowych wrażeń. Innym słowy, jeżeli się komfortowo słucha to de facto głównie się odbiera dźwięki nadawanych przez aparat słuchowy a impuls tylko lekko podkręca wrażenia słuchowe. Natomiast istotnym jest fakt, żeby stopniowo przenosić ciężar przyjmowania dźwięków z aparatu słuchowego na implant. W związku z tym inżynier znacznie podkręca mi moc impulsów i przygotowuje kolejne 2 coraz mocniejsze programy do zmiany co tydzień- ale fajnie!

I znów uderza mnie korytarzowy harmider po wyjściu z sali implantowej z podkręconym prockiem. Kierując się do działu rehabilitacji decyduję się jednak na powrót do poprzedniego programu (inżynier na wszelki wypadek pozostawia 1 program stanowiący IV program z pierwszego ustawienia). Każda zmiana programu zawsze wiąże się z pewnego rodzaju oszołomieniem przez kilka pierwszych chwil i, moim zdaniem, nie jest to wtedy dobry moment na ćwiczenia słuchowe.

3 komentarze:

  1. Widzę, że moje sugestie o próbowaniu nowych programów w ciszy i spokoju zostały nie tylko wpojone, ale przyjęte do realizacji. Cieszę się, że potwierdziły się moje obserwacje,łatwo coś komuś radzić, ale ja nie mam implantu i moja wiedza to tylko teoria.
    Dzięki za ciekawe informacje - z pewnością pomogą one wielu osobom, zarówno niesłyszącym jak i ich terapeutom.

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj a ja mam impalnt,ale nie hybrydowy. Znam smak wrzasku w "podkręconym" procku.Na początku to nawet musiałam wrócić do ponownego ustawienia. Logopeda nie dała rady ze mną pracować.Byłam wręcz rozkojarzona i ogłuszona decybelkami.Potem powoli wracałam już do normalności aż do następnego ustawienia.I tak w koło Macieju.Cieszy mnie też fakt,że już mogę słuchać ptaków nawet w hałasie ulicy.Wogóle coraz lepiej i więcej słyszę dźwięków.Jednak hałas naczyniami,a szczególnie sztućcami i to na stołówkach daje mi dobry koncert decybelków. Z ulgą kończę posiłki i co szybciej wychodzę :)
    A czy wiesz że w trakcie obierania jarzyn czy owoców nóż plaska o skórkę?

    OdpowiedzUsuń
  3. Tak, tak- całkiem interesujący ten dźwięk krojenia owoców- np. cytrynę zębatym nożem, takie skwierczenie :) Także rzeczywiście sztucce dają niezły ubaw akustyczny zwłaszcza w stołówkach ale staram się nie uciekać ;) 3manko!

    OdpowiedzUsuń