niedziela, 21 marca 2010

„Hybrydy” tydzień trzeci (styczeń 2010)

Zaczynam dzień z nowym, bardzo intensywnym programem,- aż chwilowo wraca elektryzowanie języka, a może to raczej z emocji? Zostaję oddelegowany do audytu w centrum świadczeń księgowych pewnej dużej grupy kapitałowej. Znajduje się ono w budynku, gdzie cały biurowiec jest jednym wielkim biurem rachunkowym. A w nim całe piętra nie są praktycznie oddzielone żadnymi ścianami. W związki z tym, niezależnie gdzie się przebywało, wszystko słychać, co się dzieje wśród kilkudziesięcioosobowej załogi księgowości. Na każdym kroku naśladuje mnie szczególnie ten makabryczny szelest papierów, a przypadło mi biurko koło stanowiska gigantycznych kserokopiarkier i drukarek. Nowy program hybrydy jest ciekawy w słuchaniu odgłosów otoczenia m.in. brzęk łyżeczek w kubkach czy klikanie zszywaczy, jakby tymi przedmiotami walili mnie od wewnątrz czaszki, owszem wrażenie bardzo intensywne, ale ile dające radości. Dla słyszących odgłosy te mogą brzmieć neutralnie. Jednak dla mojego mózgu to wciąż nieodkryte tereny dźwięków. Niestety bardzo podkręcone wysokie tony zagłuszają niskie tony i przez co niemal całkowicie zakłócają rozumienie mowy. W związku z tym w pierwszym dniu pracy na czas ważnych rozmów z księgowymi jestem zmuszony wracać chwilowo na stary program w celu lepszego porozumienia się. Większość załogi stanowi kobiety, więc jestem po prostu bombardowany „dywanowo” wysokimi tonami. Lepiej chyba nie mogłem trafić z ćwiczeniami odbierania wysokich tonów. Następnego dnia powoli zaczynam się przyzwyczajać do nowego programu i udaje mi się już w miarę dobrze porozumiewać się z pracownikami, niemniej jednak wciąż nie bez wysiłku.

Mam wrażenie jakbym miał blaszaną czaszkę a niezliczona ilość młoteczków waliła z całych sił od wewnątrz (dźwięki łyżeczek, kubków, pieczątek, szuflad, zszywaczy, dziurkaczy, dzwonków telefonów, głośnego odkładania słuchawek do telefonów- generalnie najostrzejsze są uderzenia plastik o plastik, plastik o metal i metalu o metal. Także mam odczucie jakby chmara metalowych skrobaczek przesuwała się po ściankach czaszki (np. przy darciu papieru i szelestu folii). Od czasu do czasu uderzenia wysokich tonów są tak silne, że mam odczucie, że aż mi w zębach dzwoni. Do absolutnego szczytu wrażeń akustycznych należy słuchanie próby wyciągania przez pracownika zakleszczonego papieru z kserokopiarki. Zrozumiałem że, mój słuch tylko przez aparaty słuchowe wciąż odczuwa epokę jeszcze sprzed rozpoczęciem ery brązu- żadnych metalicznych brzęków, chrzęstów plastików, ostrych dzwonków telefonów komórkowych. Chyba można pozazdrościć takiej cywilizacji z punktu widzenia spokoju akustycznego. Z powodu tych wszystkich dźwięków zrobiłem się bardzo delikatny w różnych czynnościach: znacznie wolniej przekręcam klucze, delikatnie mieszam kawę łyżeczką itp.

Ten natłok akustyczny nieraz wytraca mnie z nóg, więc od czasu do czasu daję chwilkę wytchnienia mózgowi muzyką z Mozarta słuchaną przez cewkę. Muszę przy tym niemal do zera ściszać głośność muzyki bo mózg wciąż jest bardzo wrażliwy na wysokie tony. Przy aparacie miałem ustawioną głośność zwykle mniej więcej na 12 „kresek” głośności w komputerze (maksymalne to 50) a przy implancie to już tylko 3 „kreski”- co ciekawie, wcale nie wyciszyły się niskie tony- chyba mózg zrobił się po prostu strasznie przewrażliwiony na wszystkie tony. Mija godzina po piętnastej i wszyscy pracownicy biura powoli zbierają się do wyjścia. Co za akustyczna masakra: wszyscy pakują swoje rzeczy do swoich foliowych diabelsko szeleszczących torb, trzaskają kubkami, plastikowymi biurowymi gadżetami- aż muszę ratować głowę rękami od całkowitego oszołomienia.

Przygotowując gorącą herbatę z miodem i cytryną na wieczorową rozgrzewkę zaskakuje mnie intrygujący odgłos krojenia cytryny zębatym nożem i obierania pomarańczy- taki lekko skwierczący odgłos… oj chyba już niemal nic nie ucieknie przed moimi uszami.

W połowie tygodnia po przełączeniu na tryb „T” (funkcja odbierania dźwięków przez cewkę indukcyjną) i nagle zaczyna mi nieustannie wyć. Może to efekt jakiegoś pola magnetycznego- myślę- bo sprzętu u klienta było bez liku. Z drugiej strony tryb „T” w aparacie słuchowym działa bez zarzutu. Postanawiam jeszcze popróbować ten tryb w innych warunkach akustycznych i zobaczę czy problem się będzie powtarzał.

W weekend, tuż po projekcie audytowym, łapię niestety silne przeziębienie i przez co gwałtownie rośnie przewrażliwienie na dźwięki otoczenia. Dźwięki po prostu ciskają mi się do uszu niczym chmara szarańczy. W związku z tym jestem zmuszony wrócić do wcześniejszego słabszego programu gdyż inaczej musiałbym całkowicie odciąć się od cybernetycznych dźwięków. Uszy i mózg muszą cały czas pracować - nie ma mowy o żadnej przerwie :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz