poniedziałek, 18 stycznia 2010

Day 1- Podróży... CZAS NA START!

4 stycznia: Jeszcze w czasie przerwy z ciekawości próbuje przyłożyć magnes do głowy i nic się nie dzieje- pewnie wymagane są baterie- myślę. Ale okazałem się po prostu gruboskórnym (w dosłownym tego słowa znaczeniu ;) i trza było podmienić magnes na mocniejszy. No to teraz podłączają mnie na razie samym kablem do komputera niczym w Matrixie ;) Dreszczyk przechodzi mi przez plecy czując zimny magnes solidnie przylegający do skóry tuż za uchem… No i wreszcie „wstępny” inżynier (nie ma jeszcze „mojego” specjalisty od hybryd, żeby wszystko idealnie ustawić ale i tak jest OK.- ważne, żeby ucho już stawiło czoło z nowymi cybernetycznymi dźwiękami- hybrydowy inżynier ma być na następnym spotkaniu) przegląda wszystkie papierki z badań słuchowych, prosi o małą chwilkę na ustawienia w komputerze… i nagle bacznie się mi przygląda w milczeniu. „Czujesz coś?” – pyta po chwili. Przymykam oczy i odpowiadam z sercem w gardle „nic, tylko cisza…”- mówię. „A jak teraz?”- pyta ponownie…

Powoli, jakby z głębi mózgu, narasta mi mętlik w głowie, ciężko to nawet określić jako zawroty głowy bo nie tracę przy tym równowagi- można by to porównać do gwałtownego wejścia do lodowatej wody tuż po godzinnym pobyciu w saunie fińskiej. Pojawia się lekkie mrowienie za uchem i dwa razy zdarza mi się elektryzować końcówka języka (identycznie jak po przyłożeniu płaskiej baterii - na szczęście później już nie pojawiają się takie wrażenia :). Jakby informacje zainicjowane przez impulsy elektryczne nie potrafiły znaleźć swojego miejsca w mózgu i niczym piłki ping-pongowe obijały się od ścianek czaszki z prędkością światła i ginęły bezpowrotnie w nieznanych zakamarkach szarych komórek nie doczekując się prawidłowej interpretacji.

Inżynier puszcza kolejne próbne serie impulsów, raz słabsze, raz mocniejsze- w zasadzie nic nie czuję poza tym mętlikiem w głowie- raz większa wirówka, raz mniejsza. Dopiero przy współpracy z aparatem słuchowym implant pokazuje swoje „prawdziwe” oblicze. To tak jakby te piłeczki ping-pongowe nagle zobaczyły strumień dźwięków dopływających z aparatów słuchowych płynących do prawidłowej części mózgu odpowiadającej za interpretowanie dźwięków i czym prędzej dołączały się do tych strumieni podkręcając niektóre wysokie tony czy nabierając wyrazistości- czasem nawet całkiem przekręcając niektóre głoski do góry nogami… hmmm- myślę- czyli to takie wyzwania dźwiękowe będą na mnie czekać? Całkiem, całkiem interesujące. Z czystą przyjemnością przyjmuję wyzwanie! :)

5 komentarzy:

  1. Ciekawe odczucia - i co waże czyję pozytywne nastawienie oraz chęc do poznawania nowego Świata Dźwięków.

    OdpowiedzUsuń
  2. Gratuluje Paolo:) i coś mi sięwydaje, że bedziesz mial tego samego inzyniera klinicznego co ja od spraw Hybrydowych :D :)

    Jak na pierwsze wrazenia ciesze sie, ze ci sie tak udalo :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Cóz pozostaje mi tylko Tobie pogratulowac :)
    Pozdrawiam
    NataliavonSłoneczko

    OdpowiedzUsuń
  4. Czytam i słucham razem z Panem !!!!
    Czy próbował Pan posłuchać -5 dżwięków Linga, szczegóły napisze w mailu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam, bardzo dziekuje za test Linga. Na pewno opisze doswiadczenia z tego testu w tym blogu. Pozdrowionka :) Paolo

    OdpowiedzUsuń